Czy sztuka zwalnia z odpowiedzialności i przestrzegania granic? Czy pokazanie nagości w sposób wulgarny pod przykryciem 'sztuki' usprawiedliwia?
Jednak wielu artystów idzie dziś na łatwiznę i zamiast stworzyć dzieło na skalę światową, tworzą 'buble' nadające się tylko do tanich świerszczyków, gdzie model/modelka są przedstawieni w sposób wulgarny, z pominięciem wszelkich kanonów estetycznych. A przecież ludzkie ciało to jeden z najpiękniejszych tematów jakie można przedstawić... W fotografii, rysunku, malarstwie czy rzeźbie...
Tworząc prymitywny i prostacki obraz ciała można wytłumaczyć 'to' stosując pojęcie sztuki. Sztuki, która z prawdziwą, pisaną przez duże 'SZ' sztuką nie ma nic wspólnego! Sprzedawanie ciała jest dziś na porządku dziennym... zatarły się granice dobrego smaku.
Zewsząd zalewa nas nagość! Moda na odkryte ciało jak opętana wdarła się w codzienne życie, niszcząc intymność. Ba! Nie tylko niszcząc intymność, ale wprowadzając pewien trend: na szczupłe i wysportowane ciało... na modne gadżety... styl ubierania ... sztucznie wykreowane zainteresowania....
Mamy tu przykład jak sprzedanie ciała zapewnia biznes na rynku... Plakat skąpo ubranej modelki/modela powoduje, że nastolatkowie chcą wyglądać tak jak on/ona... Zaczyna się napędzanie rynku... Sklepy z odzieżą - zarabiają, dietetycy- zarabiają, psychologowie (wszak często dążenie do bycia kimś z okładki powoduje problemy psychiczne) - zarabiają, firmy farmaceutyczne (suplementy diety) - zarabiają... Można tak wymieniać i wymieniać...
Jak zatem rozpoznać czy zjawisko jest jeszcze sztuką czy już komercyjnym zabiegiem? Czy reklamowanie marki (ostatnio można taką zaobserwować w internecie) za pomocą zdjęć obrazujących "pewną" część ciała jako tło dla produktu jest odpowiednie i na miejscu? Czy wszystko trzeba przeliczać na pieniądze? Nawet kosztem zszargania własnego poczucia wartości...
Gdzie zatem wśród tych rynkowych szaleństw zatraca się tajemnica i piękno ludzkiego ciała, które powinny być czymś niedostępnym i wyjątkowym...?
Sztuka nie zwalnia z odpowiedzialności.Nie jest prawdą,że "artyście" wszystko wolno,bo taką ma wizję,styl,natchnienie,i już.Był czas,że ostro protestowałam przeciw nazywaniu mnie artystką,bo bardzo źle mi się to określenie kojarzyło.Właśnie z samowolą, lekceważeniem, pychą i sztucznym zadzieraniem nosa,bo "ja tworzę SZTUKĘ!" Przeszło mi,bo już od dawna nie rysuję. Trudno kogoś obrazić czy upodlić stosując jako środek wyrazu biżuterię,chociaż pewnie się da...Mam wrażenie,że w dzisiejszym świecie tak naprawdę właśnie o to chodzi.Ktoś,kto chce pokazywać tylko piękno,jest zaraz opluwany jako producent kiczu i generalnie ma pod górkę..Zajmowanie się sztuką,to jednak odpowiedzialność.Głównie za siebie,swoje intencje,ale takie prawdziwe,nie powierzchowne.Nie to,co zdołasz wmówić innym,ale to,co naprawdę tobą kieruje. Nie masz wpływu na to,jak twoją pracę odbiorą inni,u widzów też granica przebiega przez środek głowy i serca.Sami decydują,jak odbierają to,co widzą.Odpowiedzialnością twórcy jest,czy chce,żeby odebrali w sposób całkiem niezgodny z zamierzonym,i czy w takiej sytuacji warto popełnić dzieło?
OdpowiedzUsuńPomieszanie z poplątaniem.
OdpowiedzUsuńTrzeba rozgraniczyc tu dwie sprawy - jedna to sztuka, druga to reklama.
W pierwszej dozwolone jest wszystko, ladne czy brzydkie bez wyjatku, bo sztuka nie ma byc ladna, tylko prawdziwa.
Natomiast reklama rządzi sie swoimi prawami, a raczej prawami rynku: ustala sie "target", bada sie upodobania targetu - reszta jest tego wynikiem i wiecej ma wspólnego z rzemiosłem niz ze sztuką.